Dnia 16 marca 2015 roku, po otwarciu oczu, przywitał mnie wyjątkowo piękny, słoneczny poranek. Zwiastował nadejście wiosny, charakteryzującej się śpiewem ptaków i wpadającymi przez okno promieniami słońca, budzącymi naturę do życia.
Zainspirowany tym widokiem, postanowiłem wykorzystać wolne przedpołudnie na poćwiczenie utworów, które sprawiają mi jeszcze kłopoty.
Za oknem odbywał się konkurencyjny koncert. Rozbrzmiewał delikatny powiew wiatru. Co jakiś czas można było usłyszeć trzepot ptasich skrzydeł w locie. Ale przede wszystkim dało się dostrzec i poczuć na skórze blask słońca, które ostatnimi czasy było zdominowane przez szarą zimową aurę. Dzięki tym promieniom, czułem się jak artysta grający na scenie w blasku kolorowych reflektorów.
W głowie zrodziła się myśl, że to właśnie tego dnia niebiosa otworzyły się na moją grę! Warto zauważyć, że anioły w średniowieczu były przedstawiane jako grające na instrumentach. Wśród nich znajdowały się niewielkie bębenki. Również Jan Kochanowski reprezentujący epokę renesansu w jednym ze swoich psalmów pisał „Chwalcie bębny”. Mogłoby się zdawać, że te wszystkie przytoczone przeze mnie obrazy i wyobrażenia świadczą o moim szaleństwie i narcyzmie. Jednak z każdym kolejnym rytmem, z każdym kolejnym brzmieniem wydobywającym się przez szczeliny okna na zewnątrz, zdawało mi się, że ktoś mnie słucha.
Po kilku minutach rozkojarzenia wróciłem do gry i w skupieniu rozpracowywałem kolejne takty. Nagle usłyszałem dźwięk, którego ja w żaden sposób nie mogłem wydobyć na instrumencie. Skojarzył mi się z dźwiękiem pukania palcami w szybę. Odruchowo spojrzałem na okno swojego pokoju i …zamurowało mnie. W promieniach słońca ujrzałem śnieżno-białą gołębicę. Mógł być to również gołąb ale, ponieważ nie jestem w stanie tego zweryfikować to trzymajmy się wersji z gołębicą. Pierwsza myśl: Boże.. Duch Święty mnie nawiedził! Ale czemu dopiero teraz i to w poniedziałek? Niech wpadnie w niedzielę to pogadamy. Przetarłem oczy ze zdumienia i podszedłem bliżej do okna. Jak się pewnie domyślacie była to zwykła gołębica ale w blasku słońca naprawdę prezentowała się wyjątkowo. Pokazałem gościa z parapetu mamie i opisałem swoje przeżycia. Niestety mama nie podzieliła mojego entuzjazmu. Spojrzała na mnie z politowaniem, po czym dodała, że gołębie roznoszą choroby. Ale ja i tak byłem przekonany, że ptak ten przyleciał do mnie nie bez powodu,i że moja muzyka jednak do kogoś trafia.
Zmierzam w swoim wywodzie do tego, że muzyka tak jak widzicie a zwłaszcza ta wydobyta z instrumentów perkusyjnych potrafi niekiedy postawić nas w bardzo ciekawej sytuacji. Idąc dalej można powiedzieć, że perkusja potrafi zdziałać cuda. Gołębica latająca nie pierwszy raz, postanowiła przylecieć właśnie na parapet okna mojego pokoju. Tak jakby wybijany przeze mnie rytm wyznaczał jej kierunek. Przypadek? Nie sądzę. Co ciekawe przedstawiona przeze mnie gołębica nie zachowywała się jak tradycyjny prosty, niekulturalny często ptak. Nie przyleciała dokonać „zrzutu” na parapet, tylko zatrzymała się i w ciszy (no poza rozbiciem się o szybę) przyłożyła główkę do okna i wpatrywała się ze zrozumieniem co dzieje się w pokoju. Jakby wsłuchiwała się w brzmienie, które nie pozwalało jej wystartować dalej. Hipnotyzowało ją.
Piękne jest to, że historia ta nie została przeze mnie wyreżyserowana na potrzeby wpisu. Jest prawdziwa od początku do końca, co potwierdzi zamieszczone przeze mnie zdjęcie. Takie chwile utwierdzają w przekonaniu i jakby potwierdzają postawioną przeze mnie tezę, że perkusja nie została stworzona jedynie do utrzymywania pozostałych muzyków w ustalonym tempie. Stała się ona nieodłącznym elementem świata, w którym żyjemy. Naszym zadaniem jest się na nią otworzyć, i z tą myślą zostawiam Was do kolejnego wpisu.